Witam
Jestem sobie taką o to Małą Rudą Lisiczką. Ten blog jest o... hm... w zasadzie o wszystkim, (choć podobno jak coś jest o wszystkim to jest o niczym). Może i tak będzie...? Nie mnie to oceniać. To mój pierwszy blog i nie mam doświadczenia w pisaniu. Tak więc możliwe, że jest on o mnie, a w zasadzie o moich przygodach na emigracji.
Dlaczego emigrowałam? No cóż... co tu dużo mówić? Jaka polska jest i jakie są jej realia to chyba każdy wie. Więc na pewno w poszukiwaniu lepszego jutra, spełnienia marzeń i chyba także zwykłą ludzką ciekawością. Jak jest gdzieś indziej? Czy dam sobie radę? Czy podołam? Czy spełnię swe marzenia? I chyba też dlatego, że byłam już po prostu znudzona polską szarą rzeczywistością i potrzebowałam zmiany otoczenia.
Ten argument niewątpliwie został spełniony ;)
Między innymi dlatego powstał ten blog. Gdyż życie w DE i przygody które mnie tu spotykają są zakręcone i zabawne (przynajmniej wg mnie :P) i stwierdziłam, że chyba warte są zapisania, zapamiętania i podzielenia się nimi z innymi :)
Możliwe, że to co mnie spotyka jest tylko zabawne dla mnie. Nie wiem, jeśli ktoś to przeczyta, zawsze może ocenić.
Myślę, że będą tu także chwilę bardziej refleksyjne bo chyba każdego człowieka i takie nachodzą ;-)
W zasadzie nie wiem od czego zacząć, gdyż zacząć powinnam już jakieś 3 mc temu, od momentu w którym tu przyjechałam.
Tak więc przyjechałam do DE pod koniec lipca na zaproszenie mojej kochanej, dobrej i szczodrej kuzynki, która mieszka wraz ze swoim mężem i synem w Hamburgu.
Hamburg to myślę dobre miejsce na nowy start. Miasto dość bogate, bardzo duże (jak dla mnie może nawet trochę za duże, no ale trudno :-P), dużo miejsc pracy, rozwinięta komunikacja miejska, oraz miejsce w którym można znaleźć naprawdę wszystko. I kawałek zieleni, i piękne centrum, i dzielnice ciche i sielskie, i małe dyskotekowe Las Vegas i sklepy ze wszystkim (nawet z drzewkami Bonsai).
Także mieszkam sobie obecnie w tej metropolii, w której naprawdę wiele mnie zaskakuje, u mojej kuzynki z jej rodziną.
Mój przyjazd tutaj oprócz tego, że rozpoczął się od zapalenia płuc gdyż w autokarze, którym jechałam pod koniec gorącego i upalnego lipca, panowała totalna lodówka, gdyż jak to powiedział pan Kierowca "on musi mieć chłodno by nie zasnąć". No spoko rozumiem to ale on też by mógł zrozumieć, że 13 stopni Celsjusza w nocy kiedy wszyscy śpią w letnich odzieniach to też nie jest najlepszy pomysł, bo jak by nie było, nie jest w owym autokarze sam :-/ No ale cóż Pan Kierowca miał to w dupie i tym sposobem moje nowe niemieckie życie rozpoczęłam od zapalenia płuc :-(
Oprócz owego choróbska była też przeprowadzka, gdyż mój przyjazd do HH został zgrany z przeprowadzką mojej kuzynki i jej rodzinki na nowe większe mieszkanie.
Tak więc pierwsze noce spędziłyśmy na podłodze na materacach.
W kolejnych dniach było urządzanie, rozpakowywanie, noszenie mebli i tego typu inne prace przeprowadzkowe.
Całemu temu harmidrowi towarzyszyło także poznawanie przyjaciół mojej kuzynki.
W większości Niemcy, parę niemiecko - zagranicznych miszungów oraz jedna Polka, która była moją nadzieją na jakiekolwiek przyjaźnie, z tego względu, że w zasadzie tylko z nią mogę porozmawiać po polsku.
A należy tu wtrącić, że do DE przyjechałam z bardzo podstawową znajomością języka niemieckiego, gdyż nigdy nie przykładałam się do nauki owego języka, bo twierdziłam, że "nie wchodził mi on do głowy". Na całe szczęście potrafię rozmawiać po angielsku. Może nie jakoś biegle i super gramatycznie ale z dogadaniem się problemów nie mam.
Tym sposobem Mała Ruda Lisiczka siedzi sobie na tarasie otoczona obcymi ludźmi, mówiącymi w obcym języku, i rozmawiającymi o totalnie obcym dla niej życiu...
I najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma się do kogo odezwać ta gaduła, która przecież całe życie zawsze miała coś do powiedzenia :-/
CDN...
( Z góry przepraszam za błędy jeśli takowe się gdzieś wkradły, starałam się je wyeliminować.
Jeśli kogoś mój blog zaciekawił proszę o komentarze, jeśli nie to trudno płakać nie będę :P
Tak czy inaczej komentarze mile widziane ;) )